Gdy się to dzieje w obozie Króla, Mistrz i Krzyżacy niecierpliwią się, i pojąć zwłoki nie mogą; widok sił polskich i szyku trapi ich i niepokoi o bitwy upadek. Mistrz sam tak miał wyraźnie okazać zwątpienie w stanowczéj chwili, że Werner Tettingen zgromił go, aby z siebie złego nie dawał przykładu żołnierzom. Skromnie i smutnie odpowiedział mu Mistrz, źle przeczuwając o bitwie; padł też w niéj, gdy Werner uciekł z placu.
Właśnie Mikołaj podkanclerzy odchodził do obozu, a Król hełm trzymając w ręku do bitwy się sposobił, gdy z krzykiem oznajmiono dwóch nadchodzących od Krzyżaków heroldów. Jeden z nich, herold króla Rzymskiego, miał na zbroi i tarczy czarnego orła w złotém polu, drugi xiążąt Szczecińskich czerwonego gryffa w polu białém; przeszedłszy szyki, zbliżyli się niosąc dwa, wedle rycerskiego obyczaju miecze z pochew wyjęte, pytając o Króla i Witolda, przed których prowadzili ich żołnierze.[1]
Heroldowie ci posłami byli od Mistrza Ulrycha do Króla, aby podbudzić do walki ociągających się ostrémi słowy. Ujrzawszy ich, Król się czegoś niezwykłego domyślił; rozkazał nazad przywołać Mikołaja podkanclerzego, i w przytomności jego, a niektórych panów do straży przy boku królewskim wyznaczonych, jako to: młodego X. Ziemowita Mazowieckiego, Jana Mężyka z Dąbrowéj, Zolawa czecha, Zbigniewa Oleśnickiego sekretarza, Dobiesława Kotyły, Wołczka Rokuty, Bogufała kuchmistrza, Zbigniewa
- ↑ O przysłaniu tych dwu mieczów są różne podania: Kromer odwołując się do pieśni staréj mieni je skrwawionemi, Schütz jeden skrwawionym, drugi czystym; my poszliśmy za najgodniejszym wiary Długoszem. Król oba je zatrzymał, były w skarbie Koronnym.