Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Litwa za Witolda.djvu/228

Ta strona została uwierzytelniona.
218
1410.

z Litwinami, Zygmunt Korybut, Mikołaj podkanclerzy i inni. Włócznię królewską niósł Piotr Medelański.
Witold, pisze nasz kronikarz (Długosz XI. 253), nie ludziom straż swoję, lecz samemu powierzywszy Bogu, latał po wojsku polskiém i litewskiém zmieniając co chwila zajeżdżone konie, z niewielkim pocztem bez żadnéj straży, łamiąc szyki, zachęcając pokilkakroć Litwę swoję do boju, ustawując ją, gromiąc; a najmniejsze cofanie się niewprawnych swych żołnierzy, wołaniem i krzykiem przeraźliwym wstrzymując.
Gdy się ozwały trąby, wojsko polskie zaśpiéwało starą pieśń wojenną Bogarodzica, i podniósłszy włócznie szło raźnie do spotkania; litewskie nie zwlekając, na dany znak Witolda, piérwsze w zapasy poszło.
Mikołaj podkanclerzy z xiężmi i pisarzami królewskiémi wracał do obozu, i płacząc odwracał oczy od Króla i wojsk, gdy go jeden z pisarzy nakłonił, aby się wstrzymał i spójrzał na rzadki i jedyny może widok spotkania dwóch wojsk potężnych, dwóch ludów, w liczbie tak ogromnéj na owe czasy.
Słowy jego obudzony Podkanclerzy, obejrzał się na pole bitwy. Z góry grzmiały już działa krzyżackie, źle ustawione nie czyniąc szkody w szykach polskich. W pośrodku doliny dzielącéj dwa zastępy, wojska z krzykiem zwykłym, wśród huku dział leciały ku sobie. Prusacy z większą napadali gwałtownością, spuszczając się ze wzgórza; Polacy i Litwa, nieco pod górę szli powolniéj. W samém spotkania miejscu, trochę ku prawemu skrzydłu, stały sześć wielkich dębów starych, które gałęźmi swemi obszérną przestrzeń ocieniały; na ich konarach rozłożystych poczepiali się ludzie jacyś w wielkiéj liczbie, dla przypatrzenia bitwie. Taki był huk łamiących się drzewców, bijących o puklerze kopij, gru-