A zechcecie przenocować, ot — o staje w gaju stoi Mirkowa chata leśna, pewno pusta. Tam noclegować możecie.
Tak rozmówiwszy się z żebraczką, choć nie wiele skorzystał na tem Dryja, postanowił do pustej chaty na noc ciągnąć. Nikt w takich miejscach gospody nie bronił: stały zwykle otworem. Gdy ściemniało, Dryja, konia prowadząc w ręku, poszedł zwolna ku gajowi.
Lecz chata leśna, która pustą być miała, stała otworem; zdala już zobaczył w niej ogień Dryja i drzwi otwarte. Tem-ci mu raźniej było wstąpić.
W chacie właśnie, sposobiący się na wyprawę do gródka Leszkowego, nocował Mirek.
Musiał on się dobrze namyślać nad tem, jak się dostać bezkarnie na dwór Sroki, i nie chciał ani jechać, ni iść tam z domu, aby nikt o nim nie wiedział. W chacie miał się nazajutrz przebrać i puścić w dalszą drogę. Gdy ujrzał nadjeżdżającego Dryję, którego mało znał, albo nic, nie na rękę mu to było. Odepchnąć nie mógł.
We drzwiach się pozdrowili.
— Wyście tu obcy czy domowi? — spytał Dryja — prosić mam was o nocleg, czy nie?
Mirek sądził, że rozumniej zrobi, niewydając się kto był.
— Ja-m tu gość, jako wy — rzekł — a no, chata pusta, tylko, że kawał dachu nad głową.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 1.djvu/137
Ta strona została skorygowana.