Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 1.djvu/144

Ta strona została skorygowana.

— Do kneziownej Doni nie chodźcie — dodała cicho — ona nie dla was, już ją innemu narajono.
Nim Dryja miał czas coś opowiedzieć, Rusa mu się wymknęła i poszła.
— Mądraś ty, mruknął pocichu, patrząc za nią — a no i ja nie tak głupi, jak ci się zda!
I wyczekawszy chwilę, Dryja zaroślami, bokiem puścił się, żywo przedzierając, za babą, która po, woli wracała do domu.