Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 1.djvu/145

Ta strona została skorygowana.

Uciekając z chaty, aby się w ręce starego Leszka nie dostać, nie myślała dziewczyna o tem, jak w lesie wyżyje. Dobrze jej było w domu, u ojca; ptasiego mleka brakło tylko: ale to życie proste było, i głodu ani chłodu nie lękała się Lublana; nieraz, dla igraszki, gdy się z rowieśnicami puściła w las, dwa i trzy dni błąkały się, pijąc wodę i jedząc jagody lub grzyby, śpiąć na mokrej ziemi. Niewygody jej nie straszyły, ale dręczyła ją tęsknota. Co tam z ojcem się dzieje? myślała — co w mojej chacie? co w komorze? jak tam krosna moje stoją, w których iglica z czerwoną nicią tkwi porzucona, co myśli moja kądziałka, sparta w kątku, i gładkie wrzeciono, cienką oprzędzone nicią? Kwitnie-li w sadzie, co w pączkach było? Kto tam chodzi po ścieżynkach, kto na mojej ławie siada? Kto rozkazuje czeladzi? Opłakali już — zapomnieli — czy myślą jeszcze o Lublanie?....
O! tęsknica, tęsknica, gdy za serce pochwyci, nie pozbyć się jej, nie przepędzić, nie zagłuszyć, nie zaspać, nie prześpiewać.
Cóż tęsknica w pustyni, w lesie, gdy słowa nié-