Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 1.djvu/147

Ta strona została skorygowana.

chną wyciągać, i zapatrzyła się na nią i na biały len, nie tak jej tęskno było. Z kądzielą pieśń przyszła; nuciła pół głosem, a łzy jej na przędzę padały.
Z wielkiego żalu, z wielkiej tęsknoty w sercu, i gniew się rodził, a gniew jest w człowieku jak kwas w dzieży: niech go będzie aby odrobinę, wszystkie ciasto poruszy i zburzy i rosnąć musi od niego.
W dumnej dziewczynie tak wzmagał się ból razem i gniew.
Wszystko poszło z Leszka, ze starego, z opilca i żarłoka; gdyby jego jednego nie stało, wszystkoby się odwróciło inaczej.
Inni kneziowie padali na wojnie; pożywała ich zdrada, wypędzali bracia, kmieciowie się pozbywali: a ten siedział bezkarnie, dokazując co mu miodowe opary do głowy przynosiły.... Nie byłoż nań sposobu?
Kmieci tylu, a on jeden — myślała, a co ma dla nich na obronę wodzić ludzi zbrojnych, on ich na nich obraca.... Dawniej ci kneziów wybierali na wiecach i na nich zrzucali, czemu-by i Leszka gnuśnego nie mieli precz spędzić, który się spasł i ociężał do zbytku? Tak myślała Lublana i łajała ludziom wszystkim, a babami ich zwała i zajęczego serca.
Gdy się w zdroju przejrzała, pochyliwszy, wi-