Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 1.djvu/152

Ta strona została skorygowana.

twem wielkiem, chwyciła tylko za nóż u pasa, dobyła go drżącą ręką i czekała. Rusa też odgadła niebezpieczeństwo i, gotując się do obrony, chwyciła nieznacznie kij, który przy niej leżał. Nie poruszyły się prawie obie. Łysek tymczasem wsunął się w krzaki i zniknął im z oczu.
Dryja był o kilkanaście kroków od siedzących kobiet i oczy miał zwrócone na nie, gdy ogromne psisko nagle skoczyło mu na kark, chwyciło go za szyję i głowę przygniotło do ziemi. Krzyk wyrwał się z piersi jego i, nim się mógł podnieść, aby się od napaści obronić, już Rusa i Lublana stały nad nim. Stara w mgnieniu oka pas swój rozplatała i, schyliwszy się, zadzierzgnęła go za jedną, potem za drugą rękę Dryi. Lublana, już z nożem stojąca nad nim, chwyciła go w zęby i razem z Rusą sznur porwawszy, wiązała niewolnika, którego pies, gryząc, trzymał głową przy ziemi.
Próżne było miotanie się nieszczęśliwego: z pomocą Łyska, Rusa pasem i sznurem oplatała mu ręce i nogi. Dopiero gdy pewne były, że ujść im nie może, Lublana psa odwołała, który, z krwawą paszczęką, rozjadły, ledwie się dał oderwać od swej ofiary; a odszedłszy krok ledwie, siadł na straży, naszczekując i pokazując zęby. Dryja leżał pokąsany, zbolały, niemogąc się opamiętać jeszcze, jak go nieszczęście to spotkało.
Rusa wyśmiewała się. Lublana stała, nóż zno-