— Chcesz mi sługą być? — powtórzyła niecierpliwie Lublana.
— Nie gadać-bo z nim — przerwała Rusa — za nogi go do mrowiska zaciągnąć; prędzej koniec temu będzie. Pod sosnami na pół staja mrówki górę usypały: tylko go do nich dać, — jutro białe kości zostaną.
Na wspomnienie tej męczarni straszliwej, powolnej, która go spotkać mogła, Dryja drgnął cały.
— Chcesz ty mi sługą być? — zawołała Lublana — jeśli przysiężesz, będę ci panią dobrą, jeśli zdradzisz, znajdę sposób na ciebie.
— Do mrowiska z nim! — powtarzała, jakby niesłuchąjąc, Rusa.
— Będę sługą, przysięgnę — jęknął Dryja — ale wy przysiężcie mi, że mego sromu nie wydacie przed nikim.
Lublana zbliżyła sio, chwytając ziemi garść. — Gdy ja przysięgnę, to nie zdradzę — rzekła szybko.
— Ja i bez przysięgi służyć tobie gotów — odparł Dryja, podnosząc oczy — a co wam po służbie mojej?
Rusa, którą ta umowa w niepokój wprawiła, wstała z kłody, chcąc od niej Lublanę odciągnąć, ale dziewczyna się nie dała.
— Matuś! wiem co czynię, — krzyknęła — niech przysięże!
Pomiędzy Rusą a Lublaną powstał jeszcze spór
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 1.djvu/160
Ta strona została skorygowana.