Czapla siedział w swoim dworze, na Zabłociu, i piwo smotkał z drewnianego kufla, przysłuchując się, jak jego niewiasty, a miał ich w domu podostatkiem, nuciły pieśni naprzeciwku. Zrana jeździł na łowy, które mu się nie powiodły, jadło mu nie smakowało, piwo domowego warzenia kwaśne się wydawało i słabe. Much ćma w izbie dokuczała a i gorąco było letnie, a w izbie zaducha. Drzemał więc, opędzając się napastniczkom i mruczał zły, jak niedźwiedź, choć zazwyczaj nie zbywało mu na dobrej myśli. Już mu się zaczynało śnić, że na łowach był i do sarny się zabierał strzelić, gdy łania się przemieniła w dziewczynę cudnej piękności, wtem głos go z podwórza zbudził:
— Czapla w chacie?
Porwał się do otwartego okienka, ale przez nizki a wązki otwór ten w ścianie tyle tylko zobaczył, że końskie nogi stały w progu. Po nogach tych, pana co się niemi posługiwał, poznać nie było można.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 1.djvu/162
Ta strona została skorygowana.