Poszedł Wojewoda Ryj zabierać ziemie, a w drugą stronę wesoło ciągnął młody Zerwa, któremu kneź córkę przyobiecał, choć nie tyle jej pragnął co może przyszłego panowania, bo dziewczę płoche było, i przez wrota do wszystkich zęby szczerzyło.
Ziemie bezpańskie stać im miały otworem, ale nim na nie wyprawę zrobili wodzowie, już Leszka zabitego brat młodszy stał na rubieży, a z drugiej strony Przemka syn ludzi prowadził i wojny żądał, bo ona mu pierwszą była.
Kneź zaś siedział za stołem, z potu od jadła i napoju uznojone ocierając czoło — i rozpowiadał sobie o przyszłej mocy swej, a Berzda w progu śmiejąc się i ręce do góry podnosząc, sławił pana i bił pokłony.
Od wojsk wieści nie było, od Dryi też ani słychu.
Pytał codziennie kneź Berzdy:
— Jest tam kto z językiem?
— Tylko co nie widać — odpowiadał zausznik.
— A twój nie wrócił?
— Niéma go jeszcze.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 1.djvu/185
Ta strona została skorygowana.