Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 1.djvu/188

Ta strona została skorygowana.

z nim ruszyć na zuchwałego Przemkowego syna, ani na drugiego brata.
Gońce więc biegły jedne za drugiemi, zwołując do obozu, — napróżno, nikt się nie zjawiał. Żupanów nie było doma, inni posłów pozamykali.
Gdy Leszek, tak stał a gniewem pałał coraz straszniejszym, otrzeźwił się, z lenistwa i przypomniał sobie, że był wojem. Wrzało w nim, aby coprędzej iść i bić a mordować. Niedoczekawszy posiłków, ruszył z garścią małą, ale z męztwem wielkiem. Na Przemkowego syna wpadł w pierwosny i wojsko jego rozproszył, w pogoń za nim puścił się na ziemie sąsiednie i ogromne zabrał łupy.
Dopiero po tem zwycięztwie uspokoił się Soroka, i pod szałas pierwszy raz znowu zawołał Berzdę, aby go słuchał i kubek mu nalewał. Niewolnika pędzono kupy, bydła stada, i Leszek, trąbić każąc a śpiewać, powrócił na gródek.
Drugiego dnia Dryję miał na myśli — o nim słychu nie było. Berzda przysięgał, że wilcy go zjedli. — Inni zausznicy Leszkowi, wiedząc, że mu o ową dziewczynę idzie, a ona u Rusy być miała, chcąc się zasłużyć panu, wysłali za babą, aby ją koniecznie dostać.
Gdy Lublana po dworach latała, stara włóczyła się swoim zwyczajem po świecie, korzystając z tego, że do dębu wracać dla pilnowania dziewki nie potrzebowała. Na drodze do Zdroiska schwycili