Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 1.djvu/20

Ta strona została skorygowana.

Patrzali wy jej w oczy? słuchali wy jej głosu? dotknęli wy jej ręki! Stary! stary! Wy....
Nie dokończył, bo Czapla się śmiać począł:
— Mówiłem wam, że taka właśnie wiedźma najstraszniejsza — zawołał. Co ty przy niej wart będziesz? Ona cię do kądzieli zasadzi, a sama rządzić będzie. Zczeźniesz z nią marnie.
— Toć jej nie będę miał! — zawołał Mirek smutnie — strachu o mnie nie miejcie.
— Żal mi was — rzekł Czapla. — Jak macie się tak za nią rozpadać, albo szczęścia probujcie, albo z domu precz, na koń, w pole, na rubieże! Jedźmy na Niemców polować. Zobaczysz: krew urok ten zdejmie z ciebie.
Mirek ramionami strząsł.
— Niech i urok będzie — zakończył — ludzie z niemi żyją.
Czapla, widząc, że już z nim prawić dłużej darmo-by było, na konia się począł oglądać.
— Wyście tu pieszo przybyli? — zapytał — i tak, bez oszczepu nawet i toporka?
Mirek na blizki gaj wskazał.
— Huknąć ztąd, to na Wierzbinie mojej słychać. Mam tu leśniczą chałupę, tylko com z niej wylazł. Ludzi i konie tam mam. Chcecie ze mną, odpocząć i zjeść, ino przez łąkę? — niedaleko.
Czapla się ani wahał.