Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 1.djvu/209

Ta strona została skorygowana.

w pasie we dwu nie objąć, kożuch se sprawię taki, coby go na wierzch włosem nosić można, i słoninę piec każę od rana do mroku, a piwa, żeby mi była kadź zawsze pełna.
Słysz Berzdo! będziesz konie podmiatał!
Stary tymczasem myślał: — Będziesz ty, będziecie wisieli wy, wszyscy, gdy się Leszek ruszy! a ja was pewno nie poodwiązuję, aby życie zostało. Kneź lada dzień, lada godzina na zagrodę zajedzie!

Koniec tomu pierwszego.