raźnej młodzieży, — parobczaków wesołych, krom jednego siwego, wielkiego wzrostu, z szeroko rozczochraną brodą starosty, którego zwano Krukiem. Kruk, służył ongi jeszcze ojcu swojego pana i przodował ludziom, a trzymał ich w garści, bo młody był za powolny i przy nim-by się wszystko rozpuściło na dziadowski bicz.
Wchodząc do chaty z Czaplą, który pilno się rozglądał po kątach, zastali parobczaków zajętych u ogniska przyśpieszaniem strawy. Piekła się na kiju sarnina i warzyło coś w glinianych naczyniach. W rogu stołu, przysłoniętym ręcznikiem chędogo, leżał chleb wzięty z domu a przy nim nożyk w kość oprawny, stała baryłeczka i kubki rogowe.
Czapli zaraz konia wzięto do szopy, a on z Mirkiem poszedł za stół, spojrzawszy miłem okiem na baryłkę. Mirkowi, jakby się ni jeść, ni pić nie chciało, nie patrzał na nic, ani się o co upomniał.
Stary Kruk za niego gospodarzył. Niebawem więc dano misę kaszy ogromną na stół, której Czapla bardzo rad był; Mirek ledwie jej dotknął.
Zeszła prawie opróżniona, gdy na desce pieczeń przyniesiono. Gospodarz więcej popijał, niż jadł i do picia zachęcał, a gdy mu miód serce poruszył, weselej patrzeć począł. Nie mówili wiele, bo parobczaki stały nieopodal, a przed ludźmi się szeroko rozgadywać młody nie lubił. Zjadłszy, nie
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 1.djvu/24
Ta strona została skorygowana.