Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 1.djvu/37

Ta strona została skorygowana.

już nigdzie-by nie dostał. Ni do ojca ni do matki Lublana nie była podobna: liczko miała białe, na którem rzadko postał rumieniec, oczy czarne wielkie, kosy krucze po kolana, postawę gibką by trzcina. Nie miała wzrostu matki, ani ojcowskiego, małą nie była ani zbyt smukłą, a silną i odważną jak chłopiec.
Twarz jej śmiała się czasem jak dziecinna, ale umiała i brwi namarszczyć, a naówczas straszną się stawała, że jej inne z drogi uchodziły, i, choć nie przymilała się nikomu, wszyscy za nią przepadali.
Inne, rumieńsze, słuszniejsze, weselsze dziewczęta, choć się bez niej pięknemi zdawały, przy niej nikły i chciało się je do żaru odesłać, lub za krośna. Ojciec ją miał jedyną; mówili, że kochał, powiadali że przepadał za nią — ale czasem groził, bo Lublana niebardzo go słuchać chciała, a począł stary łajać gdy się pogniewał, stała jak słup, słowa nie mówiąc, ręce na piersi założywszy, bledła i czerwieniała tylko.
Druga-by rozpłakała się i uciekła, i Ryżec tego chciał, żeby łzy z niej dobył i pokorę; przecie tego nie dokazał nigdy. Ona go zawsze przestała milcząc, aż, pogniewawszy się i naburzywszy, odchodził, gniew na pole wynosząc.
Ze wszystkimi była śmiałą, z nią nikt prawie. Wesoła czasem, pośmiała się z młodzieżą, ale