Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 1.djvu/70

Ta strona została skorygowana.

zdę posłał na zwiady, gdy w tem Ryżec wpadł sam do izby, niosąc w ręku bursztyny i chusty.
— Ot co mi z jedynej córki zostało! — zawołał zrozpaczony: — utopiła się Lublana! Znalazły rano dziewki wszystką odzież u brzegu na stawiskiem.
Leszkowi łyżka z rąk wypadła i klnął strasznie. Oczki mu zapadały, trzęść się począł i miotać.
— Na gałęź go! — zawołał. — Tyś winien, żeś jej nie pilnował!
Ryżec oniemiały stał, patrząc na to, co w ręku trzymał, ani słuchał wybuchu gniewu, który się głośniej coraz rozlegał.
Leszek, nałajawszy, padł na ławę i zamilkł. — O wieszaniu Ryżca nie mówił więcej. Berzda, korzystając z tego, zbliżył się z pokorą do ucha Leszka i coś żywo szeptać mu począł. Kneź dał znak.
Zaszumiało w podwórku ochotą wielką, zastukało potem jakby wrota łamano. Czeladź kneziowska wybierała z komor wiano umarłej dziewczyny.
Ryżec się ani ruszył, choć zrozumiał co znaczyć miało łamanie to i bieganie czeladzi.
Dziecka mu jedynego żal jeszcze było tak bardzo, że już nie dbał o resztę.
Kneź, mrucząc, pić począł i kląć, a co od kubka oderwał usta, to wołał: — Dajeście zczeźli marnie! Daj was biły gromy! Daj was słota zalała! Wychyliwszy co było, olbrzym się podniósł z ławy,