Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 1.djvu/72

Ta strona została skorygowana.

Ten oddalający się śpiew z pokrzykiem, kolnął w serce starego: pięść podniósł w górę ku stronie, z której dochodził.
Siedział jeszcze tak przybity, gdy Rusa przed nim stanęła.
— Idź precz, ty wiedźmo przeklęta — krzyknął stary — precz, ty wróżbiarko złego, precz! albo cię każę wysmagać.
— Co tobie? — zapytała Rusa spokojnie.
Ryżec głowę podniósł, oczy miał czerwone z płaczu i gniewu.
— Co tobie? — powtórzyła Rusa.
Nie odpowiedział nic stary.
— Jać wiem wszystko — ciągnęła dale] — ludzie znaleźli odzienie, to co? albo-to kto odzież zrzuca, ma koniecznie utonąć?
Ryżec aż wstał z przyźby.
— Albo ty masz dowód, że ona utonęła? — mówiła dalej. Toćby ciało wypłynęło i pogrzeb-by się jej należał. Rybacy, co ze światłem całą noc po stawisku się włóczą, mogli tonącą uratować, może gdzie u którego leży w chacie. Póki ciało nie wypłynie, rozpaczać się nie godzi.
W starego ojca trochę ducha wstąpiło; popatrzył na Rusę, nie mówił nie, ale mu się czoło rozmarszczyło trochę i odpędzać ją przestał.
— A jakby się utopiła — dodała Rusa — ktoby te-