Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 1.djvu/73

Ta strona została skorygowana.

mu był winien, jeżeli nie ty, coś ją gwałtem dać chciał dziadowi, który ojcem-by jej być mógł?
Znowu się namarszczył Ryżec.
— Stara! nie żgaj-że mnie, abyś się językiem nie dorobiła biedy. Idź!
I nie zważając na Rusę, krzyknął, aby mu konia dawali.
Najlepszy, na którym był zwykł jeździć, poszedł pod kneziowską czeladź i juki. Znowu tedy klął Ryżec i pięść nastawiał, aż mu innego konia podano.
Pojechał na nim nad staw, nie oglądając się już na Rusę, która w podwórku, na kiju sparta, postała chwilę, zajrzała we wszystkie kąty, gdzie czeladź zawodziła i sprzeczała się, a potem zwolna wyszła za wrota.