Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 2.djvu/10

Ta strona została skorygowana.

wodzem. Wdział swój kaftan skórzany i kołpak z obręczami, przypasał miecz, wetknął nóż za pas, konia kazał przyprowadzić, ludziom wszystkim siadać, i ruszył. A że mu jedyny ów poseł przyniósł wiadomość, iż około Ryżcowej zagrody zbierało się wszystko, że tam była Lublana, która najmocniej przeciwko niemu podburzała, postanowił wprost ciągnąć na gniazdo wraże.
Ryj leżał jeszcze okryty ranami; drugi, młokos bez ręki, na nic mu się nie zdał. Sam kneź wziął dowództwo, kilku pułkowodzów mianował, niewiele patrząc, i wojsko rozdzieliwszy na trzy części, ciągnąć mu kazał tak na Ryżcową zagrodę, aby ją ze wszech stron razem osaczyć, a tych, co tam byli, wziąć jak w sak, nikomu się wymknąć niedając. Cicho, bez trąbienia i wołania, mieli iść całą noc, bez wytchnienia, tak, aby nadedniem byli u zagrody. Leszek z gniewu zmienił się, oprzytomniał, odmłodniał, dotknąwszy się miecza, innym się stał człowiekiem. Ludzie go znali, że żartu z nim nie było, bo wieszał i ścinał, niedając rzec słowa; karność wiec była w oddziałach taka, jak pod żadnym z dowódzców.
Dopiero w pole wyjechawszy i wysapawszy się, kneź sam do siebie mówić zaczął; namarszczył brwi; głód i pragnienie, na które chorował, znikły; karmił się i napawał przyszłą zemstą.
Z najtęższym oddziałem szedł Sroka najlepszym