Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 2.djvu/100

Ta strona została skorygowana.

twy stawić się wolno było każdemu, czy był z krwi Leszków czy nie, a choćby najpospolitszemu z gminu. Wszyscy razem puścić się mieli i na dany znak do celu biegnąć. U słupa zaś, za sędziów zasiadać mieli: Bohobór, Zarwaniec i całym likiem wszystkich panów Wojewodów dwunastu.
Gdy się raz na to zgodzili wszyscy, rozpierzchli się zaraz, radząc, rozmyślając, przepowiadając i konie rozpatrując, bo nogi ich, pana im dać miały.
Leszek, który stał na uboczu, podumawszy, przystąpił do Bohobóra.
— Do pełni niedaleko — rzekł — zwlekać z przygotowaniem nie można. Stawi się do biegu pewno nie dwu ani trzech, ale ilu — nikt nie powie. Patrzajcież no, że drożyna, którą jechać mamy wazka, że po bokach ziemia popadana, nierówna i od kretów poryta. Niesprawiedliwie się więc stanie temu, który zboku miejsce obrać będzie musiał. Zawczasu potrzeba pługiem szeroko zorać rolę piaszczystą, bronami i gałęźmi ostremi wyrównać, tak, aby dla wszystkich była jednaka.
Zwierzcie to komu.
Wszyscy uznali, iż rada rozumną była, a że Berzda stał, kręcąc palcami, na uboczu, a znano go, iż do starych sług na gródku się liczył, zdano mu więc tę sprawę, aby on drogę gotował.
Skoro tylko czas i warunki umówionemi zostały, młodzież i kneziowie do szop pobiegli po konie, śpie-