Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 2.djvu/116

Ta strona została skorygowana.

i Wojewodów dwunastu, z ławy swej powstawszy, szli doń, aby go obwołać ludowi.
Radość była wielka pomiędzy ziemiany i kmieciami, iż mały człek, co z nich wyszedł, wielkiego dostąpił dostojeństwa.
Mirek na koniu swym stał, a kto go rano widział gdy z chaty jechał i zobaczyłby go teraz, ani-by poznał. Najlepsi znajomi, stary Czapla, który nieopodal na koniu siedząc, czapką wywijał, już się Wojewodą być spodziewając, innego w nim teraz miał przed sobą człowieka. Zdało mu się, że urósł, że wypiękniał, że w biegu dawną z siebie skórę zrzucił a nową wdział.
Kto miał róg albo trąbę, z całej siły w nią dął; inni, gęby nieżałując, krzyczeli; wrzawa była taka, iż nikt już nic nie słyszał i nie rozeznawał.
Siedli, oddawszy nowemu panu cześć, Wojewodowie na konie, aby go na gródek poprowadzić; otoczyła go starszyzna — i tak, z radością niezmierną, wszystko, co żyło, cisnęło się ku górze.
Samym przodem, ślepcy i gęślarze szli, pieśń nucąc obrzędową.
Nie stało tylko Leszków wszystkich, którzy, zobaczywszy, iż prostego ziemianina szczęście spotkało, pojechali precz, zaklinając się, iż wojska pozbierają i ziemie mu zajadą.
Jechał tedy nowy kneź, co nim być wczora ani chciał, ni się spodziewał, dziś już w jednej godzi-