Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 2.djvu/12

Ta strona została skorygowana.

szkowi udało się tak zbliżyć ku obozowi ziemian i zagrodzie, że gdy wszystkie trzy oddziały razem otaczające je, huknęły i uderzyły na znak w rogi jakby piorun w śpiących ugodził.
W chacie ledwie się parobcy ruszać poczynali, w obozie leżała pokotem gromada i zerwała się w koszulach, szukając oszczepów a niewiedząc gdzie je znaleźć. Krzyk rozpaczliwy rozległ się zewsząd, popłoch powstał ogromny.
Ryżec, usłyszawszy go, jak oszalały za oszczep pochwycił i wybiegł bosy, wołając na swoich. Lublana, która raniej od innych zbudzona była, porwała topór i biegła za ojcem.
Ze wszystkich stron słychać było hasła Leszkowych ludzi, którzy na zagrodę i obóz nabiegali.
Do rozpaczliwej obrony rzucił się Ryżec z czeladzią, która, co kto miał pod ręką chwyciwszy, szła mężnie. Nieprzyjaciel był kilkakroć silniejszy liczbą, dobrze zbrojny, rozbudzony, zajadły, a naczele miał Leszka, który teraz tak mężnie następował i zuchwale na wybiegających z obozu, że trupami sobie drogę uściełał.
Walka jednakże zajadlejszą i dłuższą była, niż się mógł kneź spodziewać; ziemianie bronili życia do ostatka, bo wiedzieli co ich czeka. Mała tylko garść ostrożniejszych puściła się, przebiwszy, w lasy, roznosząc wojenne hasło po okolicy.
W czasie krwawych zapasów Lublana z toporem