Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 2.djvu/124

Ta strona została skorygowana.

spełna macie rozumu! Gdzie zaś kto widział za dziewczyną jedną przepadać, kiedy ich tysiąc na świecie najkraśniejszych się swata!
— Doli ani serca swego człek nie przerobi — odezwał się Mirek.
— To choć sprobujcie — rzekł Czapla. Obyczajem jest, aby kneź poznał ziemian i żupany swe. Jedźcie po nich; ukażą wam dziewki: nie może być, aby między niemi nie znalazła się druga Lublana.
Potrząsnął głową Mirek.
— A nie chce się wam jechać — dodał Czapla — obwołać każcie, że sobie żonę wybierać chcecie. Na dzień naznaczony ze wszystkiej ziemi przywiozą wam co najpiękniejszego jest; której chustkę szytą dacie, ta wam będzie żoną. Ale już inaczej nie może być: gdy ogłosicie, aby się stawiły dziewczęta, jedną z nich wybrać musicie koniecznie.
Ja wówczas będę rad i wszystka ziemia wasza, bo człeku samemu żyć się nie godzi, a kneziowi nie przystało z cudzej misy się żywić.
— Stary mój miły — przerwał Mirek — nie naglijcież! zaledwiem wczora czapkę włożył. Czasu mam dosyć!
— Ja-bym was nie zmuszał — dodał Czapla, ale ludzie cisną: za nich mówię i dlatego, aby się oni uspokoili. Widzieć cię chcą, jak panu przystało być — nie połowicznym człekiem, lecz całym.