Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 2.djvu/134

Ta strona została skorygowana.

Nie było dnia, ażeby do lepianki Znoskowej ze wszystkich stron nie ściągali się ludzie, pytając go, radząc się i o wróżby prosząc.
Znosek z nimi zły był, wielu się pozbywał, szydząc z nich i łając, — mimo to co on powiedział, najczęściej się sprawdziło i drugiego jak on nie było. Najstarsze wiedźmy i czarownice szanowały starego i imienia jego bez trwogi nie wymawiały; przekonane były, że on wszystko widział, słyszał i że mu czarna koza mówiła do ucha tajemnice świata całego. Znoszono mu podarki, bo tam, jak do dworu, jak do sądu, z próżnemi nikt nie szedł rękami. Znosek wszystko przyjmował, nawet supełek lnu, choć on mu się na nic nie zdał, wianuszek grzybów, kołacze, krupy, bodaj chustę kraśną.
Zrana i wieczorem najczęściej siadał u drzwi ziemianki swej, z nieodstępną kozą i, brodę swą czesząc ogromną, na ludzi czekał.
Mówiono, że klął okrutnie, gdy nikogo nie było,