Umarła. Trzeciego dnia przyjechał Mirek, wyszliśmy z izby, a on się nad trupem rozpadał. Leżała umarła, ojcze mój, a co drugim śmierć krasę odbiera, jej jeszcze dodała. Leżała taka, że choć ją było po nogach całować, aby do umarłych nie szła.
Mirek, z żalu i miłowania, jak stał nad nią, tak się schylił i w czoło trupa pocałował.
Dziewczyna wstała upiorem. Poczęła wołać, że się jej Leszkowej krwi chciało; siadła na koń, powiodła ludzi za sobą i Leszek musiał życie dać.
Aleć ona dotąd upiorzycą żyje.
Tu stara głową dziwnie obracać i oczyma zaczęła kręcić po świecie, jakby szukała słowa, którego jej znaleźć było trudno.
— A jaka z niej upiorzycą? nie wiedzieć? Krwi nie pije, po nocach nie lata. Stęka i jęczy.
Żal mi jej — albo ją dobić, albo jej życia dać. Mówcie wy — upiór ona czy żywa?
Znosek brodę sobie rwał niespokojnie i sam do siebie coś mruczał.
— Upiór czy żywa? powtórzyła Rusa.
Stary nie odpowiadał długo.
Baba cochwila niecierpliwie dokuczała mu pytaniem, aż się zerwał z siedzenia i łajać począł.
Idź skróś ziemi, ty stara! idź, gdzie oczy poniosą!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 2.djvu/137
Ta strona została skorygowana.