Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 2.djvu/138

Ta strona została skorygowana.

Ja przez lasy na koniec świata nie widzę. — Czego ty chcesz ode mnie?
Zobaczę ją, to poczuję!
I rzucił się do lepianki razem z kozą, drzwi zamykając za sobą.
Poszła Rusa spokojnie.
Drugiego dnia była na swem uroczysku u dębu. Lublana leżała na ziemi blada; postrzegłszy ja, podniosła głowę.
— Kneź zdrów? spytała.
— Nie byłam na gródku — odparła krótko.
— A! ty niemiłosierna — poczęła Lublana — już w tobie serce na kość wyschło!!
Rusa siadła przy niej i pogładziła ją po głowie.
— Jutro — rzekła wesoło — musimy ztąd do Znoska.
— Poco?
— Ty nie jesteś upiorem — dodała Rusa — nie! Tyś nie umarłą była, ale uśpioną po zielu, którem ci dała. Krwi nie pijesz, żyć będziesz...
Słysząc te wyrazy, chwyciła się oburącz za skronie dziewczyna i porwała z posłania.
— Stara! coś ty powiedziała — krzyknęła — ty mnie uczynisz szaloną!
I zakryła rękami oczy.
— Będziesz żyła! — śmiejąc się dodała Rusa... — hej! hej! a jeśli go nie ożenili, knehinią cię zrobi!
Z krzykiem Lublana przypadła do starej, rzuca-