Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 2.djvu/168

Ta strona została skorygowana.

— Za nią tęsknią wszyscy — ciągnęła powoli Rusa w ogień patrząc — ja nie mam nikogo — niedziw; a ten biedny kneź młody spokoju bez niej nie zazna. Ją koniecznie chce mieć, nie żadną inną, a Wojewodowie mu i knezie córki jak łątki swatali.
Albo ta, albo żadna!
Mucha zamilkła, udała nawet jakby do kądzieli siąść chciała.
— Ja tam nie wiem nic — odezwała się — a zda mi się, śni mi się, choćby ona gdzie była schowana, gdzieżby ona, ta dumna Lublana, bez domu, bez łomu, sierota, boso poszła prosić się kneziowi, aby ją sobie wziął? E! nie!
— Prosić-by się nie potrzebowała — odparła Rusa.
— To może chce, aby on ją według obyczaju prosił i swatał — dodała Mucha — może czeka na to, aby mieć swoją chatę!
Czy ja wiem!?
— A gdzież ją kneź znajdzie i tę chatę nową, gdy się kryje i tai?
— Co ja tam wiem? co ja wiem!! — śmiejąc się i poczynając prząść żwawo dokończyła Mucha, — mnie teraz jedno w głowie — zrękowiny, wesele i czerwona chusta, którą mi Płowiec podarował. A! chusta jakiej drugiej niéma na świecie! Chusta! (zerwała się dziewczyna), zobaczcie-no ją tylko,