Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 2.djvu/187

Ta strona została skorygowana.

— Pan nasz!
— Jako żywo! — odparł Mirek — brat wasz tylko, co na wesele prosi, bo mu i swatów i druhów brakło; toście w porę przybyli na wesele; kneziowską czapkę przybijcie do słupa, niech ją Leszek zdobywa: ja w chacie będę siedział i kłaniał się wam i jemu.




Ot, jak szczęśliwie wszystko się skończyło! Weselisko było szumne a ochocze i trwało tak długo aż w beczkach miodu stało i korowajów na stole. Żyli potem szczęśliwie, długo, prawnuków doczekali i srebrnego włosa; i prawili o nich ludzie, gdy pomarli, a baby u komina i po dziś dzień prawią.
Ja za niemi.

Listopad 1878 r. Drezno.


KONIEC.