Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 2.djvu/22

Ta strona została skorygowana.

— Nie dajmyż im tu leżeć, aby się jeszcze do nich kruki zleciały!
Rozkazująco rzekła tak, że spłakane niewiasty ruszać się zaczęły, potrącając się łokciami. Wstała stara naprzód, wołając o płótna, aby przenieść do izby Lublanę. Kilka bab wpadło do chaty, szukając po opustoszonych kątach, i wyniosły reszty jakieś bielizny. Rusa, sama pokląkłszy, ujęła bezwładną głowę dziewczęcia, z troskliwością matki, z jękiem boleściwym; któraś z bab podłożyła płótno, i pieśń żałobną zawodząc, poczęły ją tak nieść do dworu.
Czomber, zamiast iść za niemi, skierował się ku trupowi Ryżca, pokląkł przy nim i zaczął mu się pilno przypatrywać, wyrażając podziwienie i mrucząc.
— Oto mi wojna! — mówił do siebie — przynajmniej na trzech zabicie stałoby tego, co na niego spadło jednego. Czerep na dwoje, piersi na miazgę, a krwi, a krwi!
Rękę przyłożył do czoła okrwawionego i rzekł:
— Oto mu teraz jakby spał. — Skończyło się wojowanie, łowy, i ucztowanie, i robota. Aby go rychlej spalić, żeby się do dworu dostał; a tak, będzie duch się włóczył nocami i jęczał pod oknami.
Wstał Czomber i poszedł po baby, aby z niemi Ryżca też zanieść do chaty, złożyć na pościeli i