Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 2.djvu/24

Ta strona została skorygowana.

li duchy zazdrościły, abyś poszła, dziewczyną, sama jedna, sierota, spać, w pustej mogile!
Rusa nie płakała, ale reszta sług, stare i młode, całowały po rękach umarłą, przypadały do jej nóg i jęczały głosami wielkiemi.
Gdy na posłaniu, w bieli, w wianku złożono Lublanę, pół siedzącą, pół jak do snu ległą, twarz jej w mroku biała jak koszula, świecić się zdawała zdaleka. Rusa spostrzegła, zdumiona bardzo, że gdy ją myto i odziewano, zmarszczone brwi wygładziły się, czoło wypogodziło, a lice miała jak dziecko w kolebce spokojne.
Szły tedy niewiasty odziewać razem z Czombrem potłuczone zwłoki Ryżca, któremu trzeba było dać i oręż do boku i co do wojny przeciw złym duchom u wstępu na inny świat do obrony służy; a tu w chacie złupionej nic prawie znaleźć nie było można. Posłano Czombra na pobojowisko, choć połamanych oszczepów i topora szukać, choć zerwanego łuku i strzał, co tkwiły w trupach.
Gdy nadeszła noc, zapalono ogień ogromny, aby w ciemności nie pozostać. Rusa siadła przy nim dumać: co dalej poczynać miała? jak pogrzeb sprawić? u kogo prosić pomocy? Niewiadomo było kto pozostał żyw i cały w okolicy, kto mógłby i chciał posłużyć! Leszkowi ludzie nabili przyjaciół dużo — inni pierzchnęli.
Przypomniała tylko sobie Rusa, że podówczas,