Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 2.djvu/26

Ta strona została skorygowana.

Nie było Mirka w zagrodzie tego wieczora, i to go ocaliło; wysłano go zbierać więcej ludzi i leniwszych ziemian pobudzać, a szczególniej Czaplę, który do niczego ruszać się i czeladzi swej dawać nie chciał.
Lublana sama jechać mu kazała, a dla mej Mirek byłby i życie ważył. Dniem wprzódy pobiegł do Czapli, po drodze wstępując do dworów. Wesół był jak inni, bo się im jeszcze wszystkim zdało, że łatwo Leszka zrzucą, a na wiecu wielkim nowego sobie wybiorą knezia. Ze starszyzny myślał każdy: a czemu-by nie mnie?
Z Czaplą, do którego naprzód podążył Mirek, skłócili się znowu podawnemu, ale jak druhowie kłócą, co się powaśnią i pocałują, skoczą sobie do oczów i uścisną. Stary z młodego żartował i z tych, co za dziewczyną jedną szli ślepi, sami niewiedząc dokąd.
— Słuchaj-że Czaplo miły, odezwał się doń Mirek, już ja ciebie o nic nie proszę, nic nie żądam: