chwycił; ledwie, się garść ocaliła. Ryżca on sam zabił. Lublana padła trupem.
Jęknąwszy, zwalił się jak martwy Myszka, a Mirek — krzyknął, słupem stanął. Czapla, który słuchał blady, a zdawał się obojętnym, badać zaczął, orzeźwiając wodą i miodem przybyłego.
Dowiedział się od niego o tem, co Leszkowi w głos krzyczeli, że teraz wszystkich oni w niewolników obrócą; że kneź od dworu do dworu pośle wiązać winnych i niewinnych.
Czapla, który dotąd jak drewno obojętnym był, odgiął się, wyprostował, trącił Mirka, który jak martwy stał, do ściany przyparty, i zawołał:
— Teraz nam czas.
Słyszysz — teraz czas — powtórzył, — na koń wszyscy, kto żywy i na gródek Leszkowy! Po zwycięztwie, znamy go: dycha jak niedźwiedź, gdy się oźre, — pójdziemy nań i precz wyżniemy!
Zdumiał się Mirek, a Myszka wstał poruszony.
— Na koń, po dworach, zbierać ludzi — dodał Czapla — a nie to my jutro rabami. Mirek, co tobie? Ryżca śmierć pomścić trzeba.
Zmienił się tak Czapla, iż go poznać nie było można. Młodemu zaś w głowie stała Lublana, o nią pytał Myszki, w śmierć wierzyć nie chcąc! Czasem mu się z piersi wyrwał jęk i klątwa; wreszcie badał kto w zagrodzie został i czy choć pogrzeb sprawić było komu.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 2.djvu/28
Ta strona została skorygowana.