Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 2.djvu/29

Ta strona została skorygowana.

— Krucy chyba przylecą — odparł Myszka, nie waży się tam nikt; czeladź wybito do nogi, rozpędzono innych; trwoga padła. Niéma żywej duszy, chyba jedna Rusa.
U studni leży trup dziewczyny, we wrotach ojciec z czaszką rozbitą — psy tylko wyją. Co było dobytku, a stada, a skarbu, zabrali Leszkowi; dobrze, że ognia nie podłożyli.
Mirek, jak stał, wybiegł do szopy, na ludzi swych dwu krzyknął i, nieżegnając się, słowa niepowiedziawszy, chciał jechać.
Wypadł za nim Myszka, przestrzegając go, by się nie ważył ku zagrodzie, aby w Leszkowych ręce, gdzie nie wpadł; lecz nie zważał na to; nie odpowiedzał nic — popędził.
Noc była głucha, ciemna, chmurna, znowu ogień płonął w chacie, a dwa trupy w niej jak leżały tak leżały, bo pogrzebu nie było komu sprawiać. Rusa z babami siedziała u ogniska; Czomber drzemał na przyźbie, gdy w ciemnościach poczuł tuż łeb koński przy sobie i parę z nozdrzy wychodzącą. Zerwał się na nogi, i z nałogu rękę wyciągnął, aby za cugle pochwycić.
Z konia Mirek zsiadł, do reszty oszalawszy w drodze. Zwalił się z niego, ledwie na nogach mogąc utrzymać. Baby siedzące w izbie, posłyszawszy tentent i chód, myślały, że duch przybłąkał się do umarłych, ścisnęły się w gromadę i krzy-