Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 2.djvu/38

Ta strona została skorygowana.

się na pobojowisku. Lublana sama chwyciła głownię, a za nią inni ogień podkładać zaczęli, i chórem pieśń nucić żałobną, pół śpiewu, pół jęku.
Wkoło stali rzędem wszyscy, a ogień gorzał wpośrodku, coraz się wzmagając, coraz rosnąc, coraz buchając gwałtowniej, aż objął stos od dołu i skoczył ku górze.
Z chaty służba niewieścia niosła garnki, misy i co było glinianego naczynia, aby zebrać w nie kości, a że w chacie żywności nie było na obiatę dla zmarłych do mogiły, każdy z przybyłych dobywał coś z sakiew i składał na miski w ofierze.
Nie było czasu na tryznę, na stypę, na ucztowanie i spominki zabitych — Lublana nagliła.
— Tryznę im sprawimy u gródka Leszkowego.
Jeszcze kości zpod opadłego stosu dobywały z Rusą niewiasty, gdy wszyscy do koni śpieszyć poczęli.
Lublana, niepytając Mirka, z rąk jego chwyciła konia i skoczyła nań; nie puszczała topora.
— Ja z wami! — zakrzyczała głosem wielkim — ej! ja z wami! Nie miał ojciec mój syna, coby mścił się za niego; miał brata wrogiem: ja synem i bratem być muszę!
I puściła się pierwsza przodem, rękę podnosząc do góry.
— Krwi za krew!
Wszystko, co żyło, jechało za nią, nawet Czom-