Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 2.djvu/71

Ta strona została skorygowana.

jej wszystkie wypadki, które przeżyła. Był-li to sen czy prawda? Była-li żywą istotą czy upiorem? Iść jej było na zgliszcze i stos czy do opustoszałej chaty?
W tych myślach powoli siadła na konia, puściła mu cugle, aby on ją prowadził; nie wiedziała co czynić miała. Koń, podniosłszy głowę, krzakami się począł przedzierać i wyszedł na drogę ku Ryżcowej zagrodzie, czy — ku zgliszczu na górze?
Minęła debrę, w której siedział Znosek, niespojrzawszy nawet ku niej, dojechała do stawiska, przebyła chać pustą o tej godzinie, i już była na drodze do chaty swojej, gdy w parowie, rękami dając zdala znaki, drogę jej zastąpiła stara sługa domowa, co ją niegdyś na rękach wyniańczyła.
Twarz miała przestraszoną, oczy zapłakane. Ujrzawszy Lublanę, zawołała na nią, aby stała zdaleka. Obawiała się przybliżyć do niej. Wszyscy w niej teraz widzieli upiora.
— Dokąd? dokąd? — wołać poczęła w milczeniu jakiemś żałosnem — dokąd ty jedziesz?
Zatrzymało dziewczę konia, i rzekło: — Do domu!
— Do jakiego domu? — wołała stara Wiła — nie masz ty już domu ani chaty! Ja ciebie żywą, maleńką na ręku-m nosiła, ja cię jak dziecko kochałam, a teraz-bym cię tknąć nie śmiała.
Nie mówiła nic Lublana.
— Choć tobie upiorzycą włóczyć się sądzono po