Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 2.djvu/80

Ta strona została skorygowana.

którymeś się pomściła — dodała. Tak ci było, że gdy ojca twojego zabijał, ja, ratując ciebie, dałam ci w wodzie sen-ziele. Myślałam, że uśniesz godzinę i zbudzisz się po niej ocalona, a tyś umarła, na prawdę umarła, i trzy dni byłaś na drugim świecie, z którego wstałaś upiorem.
Westchnęła Lublana i zarumieniła się, myśląc że Mirek ją pocałunkiem zbudził i wywiódł z drugiego świata! Nieśmiała się przyznać Rusie do tego.
— Kto wie, jak ci długo po świecie chodzić przeznaczono — ciągnęła dalej baba — kto wie? O upiorach różnie prawią ludzie.
Zamilkły obie. Lublana płakać zaczęła.
— Nie odganiaj ty mnie ztąd — zawołała — nie pójdę nigdzie. Boję się znów krwi zapragnąć, choćbym z pragnienia umierać musiała! Im prędzej, tem lepiej.
Rusa nie przyrzekała nic, jakoś się jednak z upiorzycą godziła i oswoiła. Poczęły gospodarzyć razem, jak za dawnych czasów, gdy tu się kryła Lublana. Spać tylko z sobą nie dawała jej Rusa, i albo się w dębie zamykała, lub, ją w nim zaparłszy, kładła się gdzie na stronie.
Długiego dnia, baba, obcując ciągle z Lublaną, wieczorem odezwała się z wątpliwością już: czy ona w istocie była upiorem.
— A! matko ty moja, dobra — przerwało jej dziewczę — gdybym ja nim nie była, czyż-by za mną szły