Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 2.djvu/90

Ta strona została skorygowana.

— Gdy pomyślę o niej, strach i obrzydłość mnie bierze — odezwała się — nie! nie! Jedna tylko, choć jej nie piłam, smaczną mi była, to Leszkowa, gdy ją płomienie ssały.
— Dziw nad dziwy — szepnęła stara. Gadają o upiorach, że po nocach latają, aby się pokarmiły; ja pilnuję nieraz noc całą — a nie widziałam, byś się ruszyła. Jakiż to upiór z ciebie?
— Ja nie wiem — cicho rzekła dziewczyna — alem ja trzy dni leżała umarłą i nie słyszałam nic, nie czułam nic, nie było mnie w chacie: wróciłam więc ztamtąd, gdzie są ojcowie. A kto wraca — ten upiorem.
Zmilczała Rusa — podparła się na ręku, zadumała; nie mówiły więcej z sobą.