Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 2.djvu/95

Ta strona została skorygowana.

znajdziecie-li co lepszego — ja mojego gołębia do torby schowam.
— Niech kneziowie wystąpią — odezwał się Radzej, a każdy z nich powie nam jak rządzić chce; wybierzemy tego, co nam się podoba.
Zahuczano zgodą: — Dobra rada! niech z kolei przychodzą.
Bohobór nic nie miał przeciw temu: wysłali więc trzech od koła, aby zapraszać po jednemu przyszłych panów.
Gdy ci na pagórek weszli, kędy kneziowie stali, spór się zaraz wszczął: kto miał iść pierwszy. Hałas powstał; kneziowie się cisnęli i swarzyli z sobą.
Zarwaniec śmiał się.
Przemko, jako najmłodszy i najśmielszy, wyrwał się naprzód i do koła wpadł.
Chcecie posłyszeć jak będę rządził — odezwał się — powiem wam szczerze: wojować będę dzielnie, życie w wojnie dam, gdy potrzeba; granie obronię i łupu dostanę. Do tego się czuję mocen, czegóż więcej chcecie!
Bohobór mu się pokłonił.
— Juści kto krew daje, ten najwięcej da — rzekł — wojna i obrona pierwsza rzecz, ale nie wszystka, miłościwy panie! Czasu pokoju, trzeba opieki biednym ludziskom!
Przemko o miecz się uderzył ręką.