Dom, w którym mieściła się rodzina Leszczyńskich, był w ciągłem oblężeniu; często dopominano się okrzykami widzenia przyszłej pani. Król Stanisław, którego nieraz już w życiu oklaskami witano i ścigano, uśmiechał się, ukazując córce te tłumy.
— Patrz, dziecię moje, — mówił z półuśmiechem — kult wschodzącego słońca nie wygasł na świecie. Oto i te gromady zbiegły się, aby witać wschodzącą gwiazdę nową.
Marja spoglądała na to okiem obojętnem. Życzyła sobie naprzód cały czas ten spędzić zamknięta w klasztorze, ale to było niepodobieństwem; pozostawała więc codzień po kościołach i klasztorach, jak mogła najdłużej.
Wszystko, co przybywało z Paryża, wyraźniej lub mniej dobitnie wtórowało piosence dworskiej, dowcipom i sarkazmom. Co należało do Marji, broniło się krzyżem świętym i milczeniem. Z paryskiemi beaux esprits walczyć nie było podobna; oni sami nie przywiązywali wagi do tego, co ich zajmowało gorąco, i nazajutrz gotowi byli wczorajsze bóstwa zrzucać z ołtarzów.
Dworacy zaś z religijnością rodziny Leszczyńskich otwarcie ani mogli, ani chcieli występować do walki. Uśmiechali się skrycie, szeptali pocichu, szydzili bezimiennie. Religja dla nich, tak jak etykieta, należała do wielkiego kodeksu obyczajów dworu. Wszak-ci królewskie ulubienice miały klęczniki po kościołach za Ludwika XIV, król codzień chodził na mszę i święta obchodzono okazale. Lecz na tem też tu kończyło się wszystko, do czego religja obowiązywała; życia reszta układała się wedle innych prawideł. Wydawano zamąż piękne panie na to, aby, od ołtarza odszedłszy, mężów swoich nie znały. Rozwodzono i targano węzły, które kościół uznawał jako wiekuiste; matki wyrzekały się dzieci, dzieci nie znały rodziców.
A wszystko to z takim wdziękiem, elegancją, w tak dobrym odbywało się tonie, z taką paradą, tak weso-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/119
Ta strona została uwierzytelniona.