Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.

Każdy mnie, jak umie, ubóstwia, a jutro pewnie stanę ponad nieśmiertelnymi. Aby urok ten rozproszyć, kładę rękę na głowie i natychmiast powraca wtedy, kochany mój tatku — ta, którą ty kochasz i która ciebie najczulej kocha...

Twoja
Maruchna.“

Widoku nędzy powszechnej, w tym roku jeszcze powiększonej wielkiemi rzek wylewami, które straszliwe wyrządziły szkody — niepodobna było oszczędzić młodej królowej, chociaż pilno się starano o to... Po drodze miasteczka występowały z przyjęciami, ale Marja uwiadomiona o stanie kraju, szczególniej przez starego Villarsa, który w Strassburgu o tem Stanisławowi rozpowiadał szeroko, nalegając na obowiązek oszczędności w wydatkach — Marja prosiła i błagała, aby gminy koszta przyjęć obracały na potrzeby miejscowe. Nie chciała niczego, prosiła tylko, aby ją kochano.
Już w pierwszych zaraz dniach podróży nastręczała się sposobność przekonania, że młoda królowa a dwór jej zupełnie odmiennie pojmowali obowiązki swoje i samo życie. Z dworaków nikogo nie obchodziło zubożenie ludu, widok pustek, ludzi odartych i ogłodzonych, gdy Marja o wszystkiem zapominała, jedno nieszczęście tych biednych, których nazywała bliźnimi, mając na myśli.
Z kilkakroć pochwyconych bliźnich królowej naśmiewano się pocichu i robiono kalembury dowcipne.
Dokoła niej panowały tylko wesołe śmiechy, a rozmowy toczyły się o przyjęciu zgotowanem w Fontainebleau i Paryżu, o balach, ogniach sztucznych, pochodach, o pięknych pułkach, które miały występować — gdy ona tymczasem napróżno badała przyczyny nędzy, sposoby, jakiemiby można klęskom zapobiec i dotkniętych niemi ratować.
Ludzie poważni, jak marszałek Villars, przede-