kazy, Ludwik XV był dla Francji rodzajem istoty nadludzkiej, której tajemniczą potęgę wielbiono, nie śmiejąc zbliska jej rozpoznawać. Blask jej oślepiał.
Dotąd nie znano w nim żadnej słabostki, a jedyną namiętnością, zapowiadającą w nim rycerza, była pasja do myślistwa, po przodkach odziedziczona. Ale i te młodzieńcze popisy zręczności i siły ujęte były w pewne reguły, które każdy krok ujmowały w przepisane prawa.
Zbiegano się, aby oglądać triumfującego zawsze na tych wyścigach wcześnie przygotowanych, zachwycając się pięknością bohatera, którego krew i ród malowały się w wejrzeniu, tajemniczo osłoniętem długiemi rzęsami, w uśmiechu dumnym a spokojnym, w pewności siebie i majestacie, jaki go cechował.
Z Sezanne pośpieszniej, zapewne z rozkazu króla, zaczęto zdążać ku Fontainebleau, gdzie król miał oczekiwać z dworem swoim. Ale o dwie mile od Moret niespodzianie dla królowej, która modliła się zadumana, — nagle wstrzymały się powozy, powstał ruch i d’Antin nadbiegł, oznajmując, że sam król na powitanie narzeczonej przybywał.
Widziano w tem dobrą wróżbę miłości Ludwika XV dla przyszłej małżonki.
Królowa wysiadła, aby uklęknąć przed swym panem.
Zaledwie panie towarzyszące miały czas pochwycić poduszkę z powozu i rzucić ją pod kolana Marji, która przed bladym, zmieszanym, uśmiechającym się przymusowo Ludwikiem poklękła.
Stał przed nią, może wdzięczniejszy jeszcze młodością i życiem, niż wizerunki go przedstawiały, ale zimny, majestatyczny, straszny... Upadającą podniósł i uścisnął, składając lodowaty na czole jej pocałunek...
Zamienionych wyrazów, kilku zaledwie, nikt nie dosłyszał.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/129
Ta strona została uwierzytelniona.