wcipnisie — coś nakształt Cendrillon... i baśni starych piastunek... Cnota ukryta, niepoznana i nagrodzona.
Wiedziano już w Paryżu, iż królowa nie jest piękną, ale nie spodziewano się jej znaleźć tak spokojnie, dobrodusznie, niewymuszenie z wieśniaczą występującej prostotą, która się o żaden sztuczny urok nie starała.
Jeden z najzłośliwszych ludzi wieku, ten, który później stać się miał przyjacielem pani de Pompadour, Voltaire, pisał naówczas o królewskiem weselu:
„...Królowa nasza bardzo się dobrze prezentuje, chociaż twarzyczkę ma wcale nieładną. Wszyscy zachwyceni są jej cnotą (sic) i uprzejmością. Pierwszem dziełem jej było, że księżniczkom i damom pałacowym rozdała te wspaniałe podarki, które się składały na jej „koszyk weselny“. Były to klejnoty wszelkiego rodzaju, oprócz diamentów. Gdy zobaczyła szkatułeczkę, w której to było złożone.
— Ach! — zawołała — pierwszy raz w życiu przecie będę w możności obdarzenia kogoś!
W dzień wesela miała odrobinkę różu na twarzy, tyle, ile było potrzeba, aby się nie wydać bladą.
W kaplicy na małą chwilę omdlała, ale tylko dla formy. (Jak w tem znać Voltaire’a). Tegoż dnia wieczorem komedję grano. Ja przygotowałem był małe divertissement, ale pan de Mortemart nie chciał go pozwolić przedstawić. Zamiast niego, dano „Amfjona“ i „Lekarza mimo woli“, co się niebardzo przyzwoitem wydało. Po wieczerzy był fajerwerk z mnóstwem rac, ale bardzo ubogo obmyślany i urozmaicony. Zresztą mamy tu hałas, wrzawę, ścisk i tumult przerażający...“
Począwszy od tego różu, którego królowa używać była zmuszoną, pomimo iż go jej sumienie wzbraniało, bo zwyczaje dworskie tego wymagały, wszystek przepych, jakim ją okryto w ciągu uroczystości dni następnych, przykrym jej był strasznie, stał się ciężarem i rodził niepokój. Ze skarbca najsłynniejsze na-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/131
Ta strona została uwierzytelniona.