ówczas diamenty „Sancy“ i „Regent“ połyskiwały na jej białem czole i szyi.
Na chwilę nie dawano jej spoczynku. Program zawczasu przyjęty i potwierdzony, całe dnie zajmował szeregiem najrozmaitszych zabaw i popisów, umiejętnie z sobą połączonych. Od nabożeństwa rannego aż do balu wszystko było świetne i na wywarcie wrażenia obrachowane, a wszędzie królowa stanowiła główną postać i główną grać musiała rolę.
Wśród tych zabaw nie pozostawiono jej swobody napawania się temi nowemi dla niej widokami. D’Argenson, Villars, sam ks. Bourbon poczęli zawczasu wtajemniczać ją w to posłannictwo, którego spełnienia po niej oczekiwano...
W pierwszych tych początkach pożycie młodego małżeństwa osłaniała tajemnica. Zgadzają się na to wszyscy spółcześni świadkowie, iż łączyła je najgorętsza, namiętna miłość ze strony króla, najczulsza ze strony królowej.
Zdawało się, że żadna najlżejsza chmurka nie powinna zaćmić tak szczęśliwie rozjaśnionych horyzontów. Miłość ta idealnie pięknego Apolina ku dzieweczce, starszej nieco od siebie, niepięknej, a zamiast obyczaju dworu i jego elegancji, odznaczającej się prostotą, która miała w sobie coś „cudzoziemskiego“, oryginalnego, — była dla wszystkich zagadką.
Ale dla księcia Bourbon i trzymających z nim przywiązanie króla było najszczęśliwszym wypadkiem. Rachowali oni na nie, na wychowanie królowej, jej rozum, powagę, spodziewając się przez nią zawładnąć królem i kierować.
Wkrótce jednak poczęli się przekonywać, że nieśmiałość i pokora Leszczyńskiej stawały temu na przeszkodzie. Spodziewano się podbudzić ją, ośmielić i wymóc, aby szła za wskazówkami, jakie jej dawać mieli książę sam, marszałek Villars, przyjaciel ojca, i poważny d’Argenson.
Ale, jakkolwiek miłość króla dla żony nie ulegała wątpliwości, była jawną, charakter jej pozostawał
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/132
Ta strona została uwierzytelniona.