niezrozumiałym. Ludwik XV kochał żonę, dawał dowody czasem namiętnego przywiązania, okazywał się niekiedy niecierpliwym i pożądliwym, a pomimo to nigdy jej głębi swoich myśli nie odkrywał, nigdy się z niczem nie zwierzał.
Wesół czy smutny, z nią czy ze swoim dworem, odegrywał rolę bóstwa, otoczonego kołem, którego nikt przestąpić nie mógł. Co się w nim kryło, tego domyślać się było wolno, ale nikt z pewnością nie wiedział.
Marja, choć dla niej król okazywał miłość wielką, tak samo była niewtajemniczoną, jak inni, jak nawet kardynał Fleury, który go wychował i uczynił takim, jakim był... Gdy jakieś gwałtowniejsze poruszenie wydobyło z niego na moment jakgdyby mimowolny okrzyk i uśmiech, sam zaraz za to karał się milczeniem i czołem zachmurzonem.
Królowa drżała, ilekroć zbliżał się do niej; modliła się, śledziła niespokojnie każde jego poruszenie. Prawda, że nawzajem Ludwik XV nigdy nie zapragnął ani poznać jej bliżej, ani zdobyć jej zaufania, ani poufalszemi uczynić stosunki, zawsze nieco etykietalne. Serce Marji czekało na to, aby się dla niego całkiem mogło otworzyć, a musiało pozostać zamkniętem.
Dwór, który z natężoną ciekawością patrzył na te stosunki, różnie wróżył o przyszłości i — czekał. Większość była tego przekonania, że namiętność króla — gdyż miłość przybierała ten charakter — wprędce wyczerpać się musi.
W samych nawet początkach upatrywano już chwilowe symptomata znużenia...
Królowej miłość, która nigdy namiętną nie była, a stała się tylko, jako uświęcona i sakramentalna, potężną, nie wymagała więcej nad to, co jej król dawał, nie przewidywała żadnych zmian w przyszłości. Marja, wiedząc, że małżeństwo jest węzłem nierozerwanym, liczyła na jej stałość.
Ci, co na wpływ królowej rachowali, zawczasu, jakeśmy mówili, wzięli się do dzieła. Zaraz w pierwszych
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.