który powoływał kardynała na nowo, a księcia skazywał na poddanie się jego rozkazom.
Zdawało się księżnie de Luynes, że właśnie to ręczyć mogło, iż do królowej mąż nie będzie miał żalu.
Co chwila królowa, zamknięta w swoich pokojach, spodziewała się przybycia męża. Tymczasem oznajmiono, że miał wyjechać na polowanie, i przypuszczano, że wyjedzie bez pożegnania, widzieć się z nią nie chcąc nawet. Byłoby to dosyć surową karą dla przestraszonej Marji, ale gorsza daleko ją czekała.
W apartamentach panowała złowroga cisza, gdy ulubiony psina Marji zerwał się z poduszki, pobiegł niespokojny ku drzwiom i z ogonkiem spuszczonym poszedł śpiesznie schronić się do kątka. Wiadomo było, że król miał jakąś fantazję drażnić faworyta i nieprzyjemne płatać mu figle, od których nawet prośby Marji ochronić go nie mogły.
Piesek ledwie miał czas zaszyć się pod kanapkę, gdy król, z głową podniesioną do góry, przez drzwi nagle przed nim rozwarte szeroko, wpadł krokiem szybkim do pokoju.
Twarz miał zmienioną; widać było na niej namiętnie podniecony gniew... Królowa, która go nigdy nie widziała tak podnieconym — struchlała.
Obejrzał się dumnie naokoło, czekając, aby służba się oddaliła. Nie potrzeba na to było rozkazu, nawet księżna de Luynes z milczenia i wzroku jego domyśliła się, że powinna ich była zostawić sam na sam i pokój opuściła.
W tych dwojgu stojących naprzeciw siebie... mężczyźnie i kobiecie, niktby się nie domyślił młodego małżeństwa. Ona wyglądała, jak skruszony winowajca; on, jak sędzia nieubłagany...
Król rozpoczął tonem urągliwym, szyderskim:
— W. król. mość uczyniliście mi wielką przykrość. Gdyby nie wy, nigdy by przyjść nie mogło do nieprzyzwoitych scen dzisiejszych.
— N. panie... — przerwała, jakby o litość chcąc go prosić, Marja.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/160
Ta strona została uwierzytelniona.