Marja, która ciągle, słuchając, popłakiwała, złożyła ręce i błagająca chciała się zbliżyć do niego, ale król żywo odskoczył i stanął w dumnej postawie zdaleka.
— Proszę sobie dobrze zakreślić granice, — zawołał ostro — których nie życzę, abyś pani przekraczała. Miałoby to dla niej najsmutniejsze następstwa. Jesteś pani królową, będziesz matką delfina i infantki, naostatek małżonką moją... zdaje mi się, że to jej ambicję zaspokoić powinno. Nic więcej! ani ministrem, ani doradcą mieć jej nie życzę. Filozofja jej ojca z moją polityką nie mogą iść w parze. Lubię piękne kobiety, ale w brzydkich nawet rozum nie wierzę.
To mówiąc, Ludwik popatrzył na omdlewającą prawie swoją ofiarę, nie dodał już ani słowa, nie złagodził wyroku, skierował się ku drzwiom, skłoniwszy zlekka, otworzył je i — zniknął. Wchodzące natychmiast damy przyboczne królowej znalazły ją w kąciku kanapki, z chustką mokrą na oczach, nie mogącą przemówić ani słowa i zachodzącą się jeszcze od płaczu.
Surowość męża, którego dotąd wszyscy sobie wyobrażali rozkochanym w niej namiętnie, skłonnym do ulegania jej — przeraziła i zdumiała.
Ludwik XV ukazywał się im w zupełnie nowem świetle, takim, jakim go nigdy nie znali. Miano go za zimnego, znudzonego, zamkniętego w sobie, niezdolnego do objawienia własnej woli. Tymczasem odrazu występował król młody despotycznego charakteru, nie oszczędzający nikogo, a broniący tylko jednego kardynała, który mógł mu trosk panowania oszczędzić.
Cała budowa domysłów o przyszłych rządach runęła. Był to wnuk Ludwika XIV, cały jego despotyzm mający w charakterze.
Kradzione słówka, podsłuchane pode drzwiami, to co się podpatrzyć udało — wprawiły dwór w niepokój do nieopisania. Legenda o rozmowie króla z żoną tworzyć się zaczynała; rozpowiadano ją sobie z dodatkami. Na jednych padła trwoga; drudzy nabrali otuchy.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/163
Ta strona została uwierzytelniona.