Równie zręcznie, zamiast oświadczyć, iż sam czegoś sobie życzył, zwierzał królowi, iż nieprzyjaciele jego obawiali się tego lub zabiegali, aby zapobiec.
Domaganie się widywania króla sam na sam Fleury uczynił wreszcie przedmiotem codzień powtarzających się szyderstw. Tak samo pozwalał sobie słabą i biedną królową wyśmiewać za jej chętki panowania i radził jej z ojcem powierzyć finanse.
Ze szczególną bacznością czuwał nad tym stosunkiem Ludwika do żony, podając w wątpliwość samą jej dobroć i łagodność, każąc obawiać się nawet zbyt częstych z ojcem rozmów i listowania.
Oddawał przytem sprawiedliwość cnotom Marji, ale wskazywał zawsze, iż one czyniły ją zdolną do zajęcia należnego stanowiska tylko w kółku rodzinnem. Wszyscy biskupi, których królowa lubiła, Fleury’emu byli solą w oku.
Przeciwko ks. Bourbon i wszystkim, co z nim trzymali, Fleury bez ogródki objawiał nieubłaganą nienawiść, piętnując ich jako wyzyskać chcących każdą sposobność dla zbogacenia się i do obdarcia skarbu państwa.
Król, milczący, bez najmniejszej opozycji, szedł za radami Fleury’ego, tak, jak był nawykł od dzieciństwa... Nie obawiał się go wcale, gdy Bourbona lękał się jako niebezpiecznego współzawodnika, który mu chciał wydrzeć całą sławę i znaczenie... Kardynał napomykał często, że radby kuzyn widzieć go szukającym sławy na polowaniu i w nic nieznaczących uroczystych obchodach.
Jedne sprawy Fleury powiększał, drugie zacierał umyślnie, w miarę jak tego widział potrzebę. Ludwik patrzał przez jego oczy. Królowej zarzucał kardynał upór nieprzełamany, nalegając na męża, aby nie ustępował nigdy, w najmniejszej rzeczy... Ludwik, unikający sporów z nią dłuższych, a w słowach oszczędny, na kardynała zdał jej nawracanie. Zdaje się, że tego mu było potrzeba.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/177
Ta strona została uwierzytelniona.