Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/18

Ta strona została uwierzytelniona.

W tem „na pokoje“ było również trochę szyderstwa, jak w królewskiem „posłuchaniu“.
Leszczyński się nie sprzeciwiał.
— Zostaw mu to do woli, Borosiu — odezwał się. — Syn poczciwego Włodka pod moim dachem, jak w rodzicielskim domu.
Spojrzał na marszałka, który skłonił się, pasa poprawił i wyszedł majestatycznie.
Wspomnienie Włodka poruszyło trochę wszystkich; Tarło, staruszka, królowa zaczęli mówić o nim, król go przypominał jako wiernego, długoletniego swego sługę. Wszyscy ciekawi byli tego przybysza, którego przywiązanie do króla tu sprowadzało, w chwili, gdy nie mógł spodziewać się niczego, nad ciężką służbę przy opuszczonym wygnańcu. Nie mógł nie wiedzieć, iż król z tronu zrzucony, pozbawiony majętności i przytułku, sam był na łasce ludzi.
Wieczerza bardzo skromna zgromadziła całą rodzinę u stołu w salce jadalnej. Dwaj milczący księża przyłączyli się do niej. Już się miało ku jej końcowi, gdy w progu z Borowskim ukazał się urodziwy chłopak, który z wielkiem uczuciem, rozrzewniony, podbiegł ściskać i całować kolana króla.
Leszczyński, poruszony także, przyjmował go jak własne dziecko. Oczy wszystkich mimowolnie zachodziły łzami; spoglądano ze spółczuciem na przybyłego, jak na odzyskanego przyjaciela lub powinowatego.
Włodek zkolei szedł całować ręce królowej, staruszki, pana Tarły i królewny, która, wesoło zbliżywszy się do niego, witała go wdzięcznie, jako dawnego znajomego, pytając, czy sobie dziecinne przypomina lata.
Na twarzy pana Gabrjela widać było wzburzone uczucia, które mu się nawet wytłumaczyć nie dawały. Jąkał się, bełkotał, śmiał się, a łzy stały mu w oczach. Nierychło potem, nieco przyszedłszy do siebie, mógł jaśniej na pytania odpowiadać. Podano mu dla pokrzepienia kieliszek wina, które wypił za królewskie zdrowie i odzyskawszy młodzieńczą odwagę, o kraju mógł już rozpowiadać szeroko i wiele.