nim, ażeby się otwarciej i jaśniej wytłumaczył. Fleury pozostał zamkniętym, nieprzystępnym i wkońcu odszedł, nie dając żadnej nadziei, aby się położenie polepszyć mogło.
Pani de Prie, zagrożona wygnaniem, nie dała chwili spokoju nikomu. Ks. Bourbon, Villars, d’Argenson, kto żył, kto tylko miał przystęp do Ludwika XV, musiał jej służyć, biegać w jej sprawie, — używać wszelkich sprężyn, aby zażegnać burzę... Fleury pod naciskiem tych natrętnych starań na chwilę przycichł z wymaganiami, ale rozkazów nie cofnięto. Książę, który za swą ulubioną chodził, sam wkońcu uczuł się zagrożonym.
Dworzanie z rozmaitych znaków prorokowali mu już niemal dzień ostatni. Potem zdawało się, iż wyrok zachwiany był i odłożony. Król czasem wydawał się dla niego łaskawszy, nazajutrz wracała wyrazista niechęć i wstręty, Ludwik XV unikał spotkania go i widzenia. Pani de Prie sama i przez przyjaciół nie ustawała w nadaremnych zabiegach.
Nareszcie oczekiwane wyroki sypnęły się jedne po drugich. Paris-Duverney, sekretarz, i bracia jego, pomimo najusilniejszego błagania królowej, pozbawieni urzędowych swoich obowiązków, zostali wygnani z Paryża i internowani na prowincji, ten sam los spotkał panią de Prie, której kazano wyjechać do Normandji, gdzie miała posiadłość wiejską Courbepine...
Wszystko to wykonywało się z nieubłaganą surowością, systematycznie, zgóry obrachowane na godziny...
Ks. Bourbon i królowa, broniąca go dotąd mężnie, strwożyć się musieli, widząc, że na kardynała żaden wpływ, żadne prośby nie działały.
Całe postępowanie jego widocznie było obrachowane na przygotowanie przyszłości. Usuwał wszystkich pomocników księcia, sprężyny jego intryg, a wkońcu miał i jego się pozbyć, razem zastraszając królową i paraliżując wszelkie jej czynności, — króla tymczasem zniechęcał do niej, wystawiając jako niebezpieczną
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/181
Ta strona została uwierzytelniona.