warzyszami, w małem kółku swawolono po wieczerzy — i zabawy te przeciągały się niekiedy do rana. Zresztą obowiązki swoje jako monarchy, gdy trzeba było wystąpić urzędownie, pokazać się ludowi — spełniał Ludwik XV z największą ścisłością i wielką powagą.
Żonie przy wystąpieniach publicznych okazywał należne poszanowanie, nie uchybiając jej w niczem, ani dozwalając, aby jej w najmniejszej rzeczy uchybiano — chociaż związek poufały, serdeczny zastąpiła teraz najzupełniejsza oziębłość.
Książę Bourbon, zniechęcony, gotował się wreszcie do ustąpienia lada dzień, gdy niespodzianie zabłysnął mu promyk nadziei!
Dnia jednego Ludwik XV wyjeżdżał do ulubionego Rambouillet na łowy i był w doskonałym humorze. Na pożegnanie i po rozkazy, których nie otrzymywał, stawił się z urzędu i książę Bourbon.
Ludwik XV w takich razach zwykle go unikał, prawie nigdy się do niego nie zbliżając; tymczasem tym razem, z twarzą weselszą przechodząc około niego, zatrzymał się...
— A cóż? Bourbon, — odezwał się, uśmiechając — gdy powrócę, przyjdziesz do mnie na kolację wieczorem?
Książę skłonił się uszczęśliwiony. Zaproszenie na jedną z tych wesołych kolacyj, w których uczestniczyli tylko króla ulubieńcy, było oznaką łaski!
Król zaledwie odjechał od ganku, gdy Bourbon wpadł z tą swoją nowiną pomyślną do królowej. — Ona pożegnała się już była prawie z nadzieją odzyskania serca męża. Siedziała na poważnej rozmowie z księżną de Luynes, gdy niespodzianie księcia oznajmiono. Promieniejące jego oblicze zdumiało dwie panie.
Królowa patrzała, nie rozumiejąc go...
— Proszę w. kr. mości nie dziwić się mojej wesołości — zawołał książę, podchodząc. — Spotkała mnie łaska, dozwalająca wróżyć, że król da się może po-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/183
Ta strona została uwierzytelniona.